Od wycinka z gazety do studiów w Anglii
W zeszłym tygodniu pojawił się wywiad z Martą Siwakowską, która opowiedziała o swoich studiach w Anglii. Dzisiaj przybliżymy trochę, jak wyglądała jej podróż od złożenia wniosku EFC do wyjazdu na wymarzone studia.
Przygoda Marty z EFC rozpoczęła się trochę inaczej, niż pewnie większości stypendystów. Podczas lektury „Faktu” jej mama znalazła krótki wpis o Fundacji założonej przez pana Andrzeja Czerneckiego, która wspiera młodych, zdolnych uczniów. Marta była wtedy na początku gimnazjum, więc nie myślała jeszcze o wyborze szkoły średniej. W trzeciej klasie odkryła Liceum Dwujęzyczne w Olsztynie. Bardzo spodobała jej się ta szkoła, jednak nie miała możliwości uczyć się w niej ze względu na odległość i sytuację finansową. Wtedy mama Marty przypomniała sobie o wycinku sprzed dwóch lat. Marta teraz przyznaje, że gdyby ktoś wtedy powiedział jej, że złożenie wniosku o stypendium zaowocuje zagranicznymi studiami w UK, pewnie by go wyśmiała.
Oczywiście proces składania wniosku nie obył się bez obaw. Na początku stresowała się, że nie dostanie się do Fundacji, że wybiorą kogoś innego. Kiedy rekrutacja poszła po jej myśli, obawiała się, że nie dostanie się do szkoły lub nie poradzi sobie w niej. Gdy otrzymała informację o przyjęciu na wymarzony profil humanistyczny bała się, że inni stypendyści będą takimi stereotypowymi „kujonami”, z którymi będzie trudno się dogadać czy spędzać czas inaczej jak na nauce. Te obawy też okazały się bezpodstawne. Okazało się, że w Fundacji są osoby o podobnych przeżyciach do Marty: pochodzące z małej miejscowości, często jedyne albo jako jedne z nielicznych w gimnazjum stawiające nacisk na naukę i biorące udział w konkursach. Wbrew pozorom to, czego się obawiała, okazało się plusem: w Fundacji poczuła, że jest wśród „swoich”.
Pierwsze kroki w liceum…
Dużo trudniejsze okazały się początki Marty w liceum. W jej klasie większość uczniów pochodziła z bogatych rodzin. Mieli oni możliwość brania dodatkowych lekcji i rozwijania się w wielu aspektach. Dodatkowo rozmawiali o innych rzeczach i inaczej spędzali czas niż ona do tej pory. To właśnie było największym skokiem na głęboką wodę. Totalna zmiana środowiska na takie, w którym Marta czuła się „tą inną”, a na dokładkę wyprowadzka z domu. Był nawet taki moment, kiedy zastanawiała się, czy nie zrezygnować ze Stypendium i wrócić w swoje rodzinne rejony. Dzisiaj bardzo się cieszy, że tego nie zrobiła, ale przyznaje, że tamten czas był bardzo trudny. Wspomina, że wtedy bardzo podnosiła ją na duchu myśl, że nie jest sama- w końcu reszta Stypendystów musiała przejść przez to samo. Pewnie dlatego przyjaźnie zawarte z innymi stypendystami okazały się tak trwałe.
I to właśnie ci ludzie sprawili, że przygoda Marty z EFC była taka wyjątkowa! Do dzisiaj podczas oglądania zdjęć z wakacji EFC czuje ciepło w sercu. Mogła wtedy poznać cudownych ludzi z całej Polski, z którymi ma kontakt do dzisiaj. A podczas Kolacji Mistrzów, która odbywa się pod koniec Wakacji EFC, poznała niesamowicie inspirujące osoby, które zachęciły ją do studiów zagranicznych. Wiele osób z Zarządu Fundacji pomogło jej też podczas aplikacji i poszukiwań środków na pokrycie studiowania. Marta z całą pewnością mówi, że ludzie, których spotkała podczas swojej fundacyjnej ścieżki to najważniejsza rzecz, jaką dostała od Fundacji.